Spoglądałam pusto w szybę. Mój wzrok błądził gdzieś pomiędzy koronami wysokich drzew a błękitnym niebem. Czasami naprawdę podobało mi się to, że Ben mieszka na takim odludziu. Nie musiałam się przejmować sąsiadami, miałam czyste powietrze, bez spalin i całego smogu w mieście, no i przede wszystkim wspaniały widok. Szerokie pasma lasów iglastych, choć nocą budziły we mnie lęk, to za dnia dawały niesamowite wrażenie. Trochę tak, jakbyś został zamknięty w jednej z wielu śnieżnych kul, jakie kupuje się na przykład na Boże Narodzenie. Teraz nie było śniegu, ale mimo wszystko było to piękne.
Westchnęłam cicho. Po tym, co się przydarzyło mojej babci, bałam się wyjść do sklepu nawet z kilkuosobową obstawą, w samo południe. Na samą myśl, że kiedyś będę musiała wyjść ze swojej skorupy w postaci pokoju ogarniał mnie paniczny lęk, a ciałem wstrząsały dreszcze. To zabawne, bo jeszcze nie tak dawno wracałam do domu po północy i raz nawet wsiadłam do obcego auta. Co z tego, że pojazd prowadził kolega Malika. Mimo wszystko tam wsiadłam. Byłam taka głupia i naiwna. Ufałam, wierzyłam i przebaczałam każdemu, niczym małe dziecko nieznające świata. Może gdybym wcześniej się opamiętała, to moja babcia nadal by żyła. Może gdybym wyszła wtedy z domu, a nie została z chłopakami zdążyłabym na czas? A teraz? Teraz nic nie ma już sensu.
Bałam się. Przeraźliwie się bałam.
I to nawet nie tylko tego głupiego wyjścia z domu. Nie. Ja bałam się po prostu wszystkiego.
Bałam się o rodzinę, bałam się o przyjaciół, bałam się o Zayna, bałam się Zayna, bałam się, że komukolwiek coś się stanie. Bałam się też o siebie. Czułam, że coś jest ze mną nie tak, i nie tylko ze mną. Miałam wrażenie, że tutaj ze wszystkim coś jest nie tak. Nie chciałam tego, naprawdę nie chciałam. Podświadomie czułam, że stanie się coś złego, coś bardzo złego, a ja nie będę mogła tego powstrzymać. Być może nawet to już się dzieje.
Drgnęłam, gdy poczułam na swoim ramieniu dużą, chłodną dłoń. Odwróciłam twarz od okna by ujrzeć idealny profil Mulata. Wpatrywał się w zachodzące słońce szeroko otwartymi oczami. Był piękny. Przez ułamek sekundy napawałam się tym widokiem, starając się zapamiętać każdy szczegół. Jego idealnie wyrzeźbiony tors schowany pod jasną koszulką, smukłą szyje i uroczo zmierzwione włosy. Przekręciłam twarz z powrotem w stronę szyby. Powróciłam myślami do ostatnich wydarzeń i momentalnie się rozpłakałam. Chłopak bez słowa objął mnie delikatnie w pasie i przyciągnął do swojej piersi, gładząc przy tym pocieszająco po głowie. To wszystko było takie przewidywalne.
- Nie, Zayn. - Odsunęłam się od niego, przecząco kręcąc głową. - Ja tak dłużej nie mogę.
Malik Zmarszczył brwi. Był widocznie zaskoczony moją reakcją, jednak nie zareagował. Może przeczuwał, że tak właśnie się stanie? Może był na to przygotowany. Może wiedział, że prędzej czy później to nastąpi. Nie wiedział tylko, że tak szybko.
Mulat oparł obie dłonie o parapet przy oknie tak, że teraz jego ciało było wysunięte do przodu, a ręce pozostawały w tyle.
- Kim my dla siebie w ogóle jesteśmy? Rodziną? Nie. Przyjaciółmi? Nie. Parą? Też nie. - Zaczęłam wyliczać na palcach, celowo ignorując jego uniesione brwi. Był w szoku, jednak jego usta nadal pozostawały zamknięte. Chciałam, żeby coś powiedział, żeby zareagował. Podświadomie błagałam w myślach, by nie pozwolił mi tego zrobić. By nie pozwolił mi odejść. - To nie ma prawa się dziać. To koniec.
- Kocham Cię. - Poczułam ulgę, i jednocześnie wielki żal. Nie potrafiłam nawet stwierdzić, czy mówi prawdę. Jego głos był tak opanowany i spokojny, a twarz nie wyrażała nawet najmniejszej emocji. Wyznawał mi miłość, a ja czułam, że jednocześnie mógłby czytać listę na zakupy, a brzmiałoby to jednakowo. To tylko jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że czynię dobrze.
- Ledwo mnie znasz. Nie kochasz mnie. - Zaprzeczyłam, kręcąc przecząco głową. - Nie zamierzam więcej tolerować twoich kłamstw. Mam swój honor. I przede wszystkim mam tego wszystkiego dość. To po prostu nie ma sensu. Ty nigdy nie powiesz mi prawdy, a ja już nie potrafię ci zaufać. - Zaczerpnęłam powietrza, próbując uspokoić swój drżący głos. Przyszło mi to zadziwiająco łatwo. Naprawdę długo nad tym myślałam, i wiem, że postępuje słusznie. Pewne decyzje, choć niewyobrażalnie bolą, muszą zostać podjęte. Nie tylko dla naszego dobra, ale też innych. Tak po prostu musi być. Odetchnęłam głęboko i z wymuszonym uśmiechem podeszłam do drzwi. Bolało bardziej niż powinno, bardziej, niż to możliwe. Odwróciłam się ostatni raz, by spojrzeć w ciemne oczy bruneta. W moich oczach zgromadziło się jeszcze więcej łez, gdy zauważyłam jego bierną postawę. To nie powinno tak wyglądać, a jednak takie jest. Nie wierze, że tylko mi zależało, ale może po prostu to sobie wmawiam. - Z- Zayn. Pogrzeb będzie w piątek. Byłoby mi- nam, całkiem miło, gdybyś się na nim pojawił. Sądzę, że mama potrzebuje teraz wsparcia. - Posłałam mu blady uśmiech celowo ignorując jego kawowe tęczówki. Tak musiało być. Powtarzałam sobie w duchu, raz za razem licząc każdy mój oddech. Nerwowo poprawiłam rąbek mojej granatowej koszuli, bezustannie próbując przełknąć gulę goryczy gromadzącą się w gardle. Przez chwilę czekałam, aż Brunet coś powie, ale on milczał. To naprawdę jest koniec. To takie żałosne, zwłaszcza, że nie doczekaliśmy się nawet początku. Nacisnęłam za klamkę, Żal wręcz miażdżył moje serce, i wiedziałam, że gdy tylko znajdę się sama, na górze po prostu się rozpłaczę.
- Kate.- Zamarłam w progu, ściskając trochę zbyt mocno mosiężną klamkę. - Będę tam, przy tobie.
- Dziękuje. - Starałam się dodać trochę optymizmu mojemu głosu, ale nie wyszło to zbyt przekonująco. - Mama na pewno się ucieszy.- Nie wiedząc, co więcej mogłabym dodać, zamilkłam. Wiedziałam, że nie mogę tego w nieskończoność przedłużać i muszę w końcu stąd wyjść. Po raz kolejny wmawiałam sobie, że tak będzie lepiej.
- Kate.- Mulat znów mi przeszkodził, a ja machinalnie się zatrzymałam. Nadal nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, ale przynajmniej odwróciłam twarz w jego stronę, by podziwiać czarny wzór na jego T-shircie. - Przepraszam. Naprawdę, naprawdę nie chciałem tego... wszystkiego. Wiedz, że zależało mi na tobie dużo wcześniej, niż myślisz. Zależało mi od samego początku. I cokolwiek się stanie, nigdy nie przestanie mi zależeć. Jesteś dla mnie wszystkim i już zawsze będziesz. Kocham cię. - Spojrzałam niepewnie w te czekoladowe tęczówki, by ujrzeć w nich zadziwiającą szczerość. Mówił prawdę. Przynajmniej teraz mówił prawdę. Było w tym jednak coś jeszcze. Słowa "cokolwiek się stanie" odbijały się echem w mojej głowie. Tego było za dużo.
Wybiegłam z pokoju.
Zamknęłam się w swojej sypialni. Włączyłam głośno, zbyt głośno wierzę stereo i wybuchłam spazmatycznym szlochem. To wyznanie złamało mi serce. Zayn nie powinien mi tego mówić, wolałabym tego nie usłyszeć. Może wtedy bolałoby odrobinę mniej.
Spoglądałam z obrzydzeniem na dziewczynę w lustrze. Długie, rude włosy zdawały się prawie płonąć na jej głowie, a wszystko to przez zbyt duży kontrast z jasną cerą. Przekrwione oczy, wraz z sinymi cieniami pod powiekami dawały upiorny efekt. Popękane usta i wychudzone ciało tylko potęgowały to wrażenie.
Od mojej rozmowy z Zaynem minęło już trochę czasu. Przez te kilka dni prawię się do siebie nie odzywaliśmy. Ja całe dnie spędzałam w moim pokoju płacząc w poduszkę, podczas gdy jego nawet nie było w domu. Gdy mijałam się z nim, lub jego kolegami na korytarzu, salonie czy w kuchni wszyscy spoglądali na mnie z widocznym lękiem i obawą, ale też żalem. Czułam ich wzrok na sobie, słyszałam jak milkną ich głosy gdy się pojawiam. Żaden jednak nie odezwał się, choć naprawdę widziałam, jak bardzo chcieli. Było to na tyle irytujące, że przestałam wychodzić z pokoju, gdy ktoś był w domu.
Po za tym nie czułam się najlepiej, trochę tak, jak podczas jakiejś przewlekłej choroby. Byłam bardzo słaba i zmęczona. Dziennie spożywałam minimalne dawki jedzenia, jak na przykład jeden jogurt, a nawet po tym miałam wrażenie, że zwymiotuje. Towarzyszyło mi natomiast ciągłe uczucie pragnienia, którego nie dawałam radę ugasić nawet litrami pitej przeze mnie wody. Nie podobało mi się też uczucie otępienia, jakie towarzyszyło mi na każdym kroku. Jednym słowem czułam, że coś ze mną jest nie tak.
To pewnie przez stres i leki antydepresyjne. Tłumaczyłam sobie raz za razem. Gdyby faktycznie było coś nie tak, mama by to zauważyła.
Prawda była jednak taka, że moja rodzicielka była ostatnią osobą na liście, która mogłaby zauważyć mój zły stan, zaraz po małym, czarnym pająku w rogu sufitu.
Od czasu śmierci babci odcięłyśmy się od siebie całkowicie. Ona od rana do wieczora zajmowała się pracą i jedynie sporadycznie wieczorem wysyłała mi smsa, czy wszystko jest okej. Było to przykre, ale z biegiem czasu stało się dla mnie zupełnie obojętne.
Z rezygnacją odwróciłam twarz od lustra, przyglądając się rozrzuconym przeze mnie ubraniom. Nie chcę, by zabrzmiało to płytko, ale naprawdę nie wiedziałam, w co powinnam się ubrać. Wszystkie czarne sukienki wyglądały na mnie koszmarnie, niczym na wieszaku, wraz z moimi rudymi włosami i bladej karnacji.
W końcu sięgnęłam po czarną, koronkową sukienkę za uda i mozolnie ją ubrałam. Była z cienkiego materiału, z rękawami 3/4, rozkloszowana z delikatnym dekoltem. Z tyłu miała pokaźne wycięcie i uroczą kokardkę . Nie martwiłam się tym zbytnio, bo i tak zamierzałam założyć na nią czarny sweterek. Do tego rajstopy i wysokie szpilki i byłam gotowa. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a twarz nienaruszoną. Makijaż naprawdę był teraz zbędny. Po za tym żaden korektor i tak nie przykryłby moich cieni, a jedynie pogorszył sytuacje.
Pogrzeb był o siedemnastej, więc zostało jeszcze dwie godziny do rozpoczęcia ceremonii. Sam przyjazd do kaplicy zajmował nam godzinę, ale i tak zostało mi sporo czasu by usiąść na łóżku i patrzyć obojętnie w dal.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę.- Spodziewałam się widoku twarzy mamy, toteż zdziwiłam się gdy ujrzałam idealną posturę Zayna. W czarnym garniturze wyglądał jeszcze cudowniej niż zwykle. Był zbyt idealny, by mógł być prawdziwy.
- Pięknie wyglądasz.- Był widocznie zestresowany i wręcz przerażony, co było u niego rzadkim widokiem. Malik naprawdę rzadko okazywał tak otwarcie emocje. Coś musiało się stać.
- Wszystko okej?- Spytałam znużona. Nie zamierzałam owijać w bawełnę, byłam jak na to zbyt zmęczona. Moje oczy samoistnie się zamykały, a ja musiałam naprawdę długo się z nimi mocować by je otworzyć. To pewnie przez brak snu. Od kilku nocy nie mogłam zasnąć, a gdy już mi się to udało, budziłam się po kilku minutach z głośnym krzykiem. Koszmary były naprawdę przerażające, ale zwykle rano ich zapominałam.
- Tak. Przyszedłem tylko sprawdzić, czy wszystko okej. - Zrobił krótką pauzę, lustrując mnie swoim wzrokiem. Zdawałam sobie sprawę, że wyglądam strasznie, ale było mi naprawdę wszystko jedno w jakim stanie widzi mnie Brunet. I tak to był już koniec. - Na pewno dobrze się czujesz? - Przez jego twarz przebiegł grgrymas żalu i. ..bólu? Nie. Coś mi się musiało przewidzieć. To na pewno nie był ból.
- Jestem po prostu zmęczona - Mruknęłam. - Mógłbyś zostawić mnie samą? Chyba się zdrzemnę.- Kłamstwo przyszło mi naprawdę łatwo.
- Kate. Uhm. Twoja mama prosiła mnie, bym to ja zawiózł cię na pogrzeb.
- Czemu?- Zmarszczyłam brwi.
- Ona... Po prostu załatwia jakieś sprawy na mieście, i coś się jej przedłuży. Zdąży przyjechać na pogrzeb, ale...
- Nie zdąży przyjechać po mnie.- Dokończyłam za niego, posyłając mu niemrawy uśmiech. W gruncie rzeczy wcale nie zdziwiła mnie taka postawa mamy. Jej motto życiowe mogłoby brzmieć: "Praca nade wszystko". - Okej, dobrze. Nie ma sprawy.
- Tylko... Musimy jechać teraz.- Przez jego twarz przebiegł cień uczuć, których nie potrafiłam odczytać. Jedną z nich na pewno była determinacja. Widziałam ją w jego oczach nawet teraz.
Byłam ciekawa dlaczego tak wcześnie mamy jechać, ale nie miałam siły o to spytać. Czasami lepiej jest niewiedzieć.
- Okej.
Widziałam, jak postawa Zayna machinalnie się rozluźnia. Powinno mnie to wtedy zdziwić i zaalarmować, ale nie zareagowałam. Po prostu bez słowa wstałam i wyszłam z nim z domu, pod ramię, do tego cholernego auta. I to był błąd. Ale ja byłam zbyt zmęczona by myśleć nad tym co robię, po prostu znowu mu zaufałam.
W samochodzie prawie udało mi się zasnąć, chociaż było to raczej chwilowe odpłynięcie. Gdy otworzyłam oczy byliśmy na jakiejś obcej drodze, z dala od domu. To nie jest trasa, jaką powinniśmy jechać. Zmarszczyłam brwi. Poczułam piekący ból w głowie, starałam się go jednak zignorować.
- Zayn. Co się dzieje? Gdzie jedziemy?- Spytałam przerażona, sycząc prawie od razu, z powodu bólu rozrywającego mi czaszkę od wewnątrz.
- Coś poszło nie tak. - Brunet spojrzał na mnie przelotnie i pokiwał głową. Wyglądał jak w jakimś transie. Bałam się go. - To tak nie powinno wyglądać, coś idzie nie tak.
- Zayn. Po kolei. Gdzie jedziemy? - Ból stopniowo nasilał się coraz bardziej, aż w końcu złapałam się za głowę, nie mogąc wytrzymać. Wiedziałam jednak, że muszę wytrzymać. Zwłaszcza, że z Zaynem działo się coś naprawdę złego.- Moja głowa... - Praktycznie wyjęczałam, uderzając dłońmi w skronie, by jakoś zagłuszyć pulsowanie.
- Widzisz? O tym mówię. To nie miało tak wyglądać. Coś idzie nie tak. Od początku. - Naprawdę zaczynałam się o niego bać. Brzmiał jak jakiś chory psychicznie człowiek, a do tego jechał z zawrotną prędkością.
- Zayn. Brałeś coś? Jakieś...lekarstwa, dopalacze, narkotyki? - To ostatnie z trudem przeszło mi przez gardło. Musiałam jednak wiedzieć. Naprawdę się bałam. Powoli ogarniały mnie mdłości.
- Nie, Kat. Nie o to tu chodzi. - Zaśmiał się i tylko bardziej przyspieszył.
- Dobrze, więc powiedz mi o co chodzi? - Starałam się mówić spokojnie. Brunet na pewno był na jakichś prochach.
Czekałam chwilę na jakąkolwiek odpowiedź, niestety z marnym skutkiem. Od tępego bólu wszystko zaczynało mi się rozmazywać przed oczami.
- Zayn, proszę. Wróćmy do domu. .. Proszę. - Mój głos drżał. Byłam gotowa nawet błagać by tylko zawrócił. Nie wzbudziłam tym jednak u niego żadnej reakcji. Musiałam zrobić cokolwiek. - Błagam, chociaż zwolnij.
- Nie musisz się przejmować. Żadne z nas na pewno nie umrze tej nocy. - Z jego ust wydobył się melodyjny śmiech.
Nie odpowiedziałam na to. Nie byłam już w stanie. Powoli, pod wpływem bólu odpływałam w niebyt. Tak bardzo się bałam. Nie miałam siły nawet szlochać, lecz po moich policzkach ciągle płynęły świeże łzy.
- Cii skarbie. Po prostu się temu poddaj. - Szepnął w moją stronę, odrywając na chwilę wzrok od jezdni by scałować pojedynczą łzę na mojej szczęce. - Klaus ci pomoże. Nie pozwolę by stała ci się krzywda.
Po tych słowach straciłam przytomność na bardzo długi czas.
Jeju misiaki! Przepraszam, że tak długo mnie tu nie było! Po prostu z niczym się nie wyrabiam ostatnio :/
Co myślicie o tym rozdziale? Pisałam go dosłownie w godzinę, tylko po to, by coś dodać. Nawet go nie sprawdziłam :/
W każdym razie piszcie mi co myślicie i zadawajcie pytania! Na wszystko odpowiem!
20 kom= nowy rozdział
Pozdrawiam i całuje! :*