piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 2

Czułam się jak w jakiejś otchłani.  W Otchłani, z której nie było wyjścia. Był tylko ból. Paraliżujący ból, który trwał i trwał nieprzerwanie. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie pamiętałam, co doprowadziło mnie do takiego stanu. Gdy sięgałam pamięcią do ostatnich godzin z mojego życia widziałam tylko duże, brązowe oczy. Bałam się ich, budziły we mnie okropny lęk i kojarzyły z bólem. Toteż starałam się nie myśleć. Starałam się nie czuć. Nie wiedziałam ile to trwa. Godzinę, dzień, rok...
               

Powoli otwarłam oczy. Ałć. Boli. Zamrugałam lekko, gdy zauważyłam nad sobą twarze conajmiej pięciu obcych mi ludzi. Zlustrowałam ich wzrokiem. Lekarze. No tak, jestem w szpitalu. Mogłam się tego spodziewać. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam co się stało. Co ja tu robię do chol*ery?!
- co się stało?- wychrypiałam.
- miałas wypadek, ale już jest dobrze. Twój stan jest stabilny. Byłas w spiaczce przez 3 dni. Ale się wybudzilas, a to oznacza, ze twój organizm się zregenerował.  – odpowiedziala mi uśmiechnięta,młoda blondynka, najpewniej pielegniarka.
- jaki wypadek? Czemu nic nie pamiętam? Kiedy wroce do domu? I gdzie jest mama? – zasypałam kobietę potokiem pytań, po czym się rozpłakałam. Pielegniarka delikatnie mnie przytuliła, po czym wróciła do poprzedniego zajecia a mianowicie zmieniania mi kroplówki.
- potrącił cie samochód. Sprawca uciekł. Zapewne masz amnezje i dlatego nc nie pamiętasz. To się zdarza i minie. Chyba. Do domu wrócisz w przyszłym tygodniu, a twoja mama jest z tatą w bufecie.
- acham. Dziękuję.- pociągnęłam  nosem. Czekaj, chwila. Ona powiedziała z t a t ą? Ja przeciez od bardzo dawna nie mam ojca… w tym momencie do Sali weszła mama z jakimś mężczyzną. Gdy mnie zobaczyła, rozpłakała się. Facet tylko lekko ja przytulił. Był wysoki i dobrze ubrany. Eleganca marynarka i ciemny krawt idealnie ze sobą komponowały. Nie łysiał ale jego twarz była poorana zmarszczami. Na oko mógł mieć 40- parę lat.
- kochanie poznaj Bena. Ben jest moim nowym partnerem. – wyszeptała mama a ja ponownie straciłam przytomność.

Tydzień później.

Po tygodniu zdążyłam zaakceptować a nawet polubić Bena. To miły facet a mama jest z nim szczęśliwa. Zapomniałam również o moich wcześniejszych zmartwieniach, tych przed wypadkiem i tych związanych z nim, czyli moją amnezją. Pogodziłam się z faktem, ze nie przypomnę sobie co robiłam tego dnia. Tak było nawet lepiej. Zauważyłam również, że po wypadku poprawił mi się wzrok. Widziałam wszystko dziwnie wyraźnie, aż za. Czy to możliwe, żebym miała aż tak dużą wade wzroku, która samoistnie się skorygowała? Wszyscy tak wyraźnie widzą? Do tego czułam się dziwnie dobrze, aż za dobrze. Nic mnie nie bolało, czułam się pełna energii i silna. Cóż to chyba przez tą śpiączkę… 3 dni snu potrafią zdziałać widocznie cuda.  Martwił mnie tylko fakt, ze miałam przeprowadzić się z mama do Bena..Tak. Jedynie to jak na razie mnie martwiło. Ben był bogaczem i sam fakt mieszkania w willi całkiem mi imponował. Nie zrozumcie mnie źle. Nie polubiłam go, bo był bogaty. Ale fakt, że był, był dla mnie po prostu miłą niespodzianką. Nigdy nie byłam  przesadnie biedna, ale też nie trwoniłam pieniędzy, wiec cieszyłam się, że opuszczę swoje malutkie mieszkanko i w raz z mama zamieszkamy w prawdziwej willi. Teraz pewnie spytacie się, dlaczego się wiec martwię. Otóż Ben mieszkał z siostrzeńcem, a ja nie lubię za bardzo wchodzić komuś z butami w życie. Szczerze to trochę się nawet boje, że mnie nie polubi, lub ja jego. No i nie odpowiada mi mieszkanie z kimś. W byciu jedynaczką, mimo choć często doskwierała mi samotność to jednak lubiłam najbardziej to, ze byłam tylko ja i mama. A zazwyczaj przez prace mamy, tylko ja. Czasami ewentualnie babcia. Ale od mojego wypadku nie widziałam jej ani razu. Pewnie znów pokłóciła się z mama, zapewne o Bena. Cóż, nie będę sobie tym teraz zaprzątać głowy. Muszę się spakować, dzisiaj w końcu wychodzę ze szpitala, który przypominał mi tylko o bólu i o tym nieszczęsnym wypadku. 
Po mniej więcej 2 godzunach siedziałam już w aucie Bena. Nerwowo zagryzłam wargę i wstrzymałam oddech gdy po następnych 2 znaleźliśmy się na podjeździe.  Cóż, dom robił,  wrażenie.  Co ja mówię, był niesamowity i wielki. Wydawał się bardzo stary. Patrząc na całość wydawało mi się że to raczej zamek- nie dom. Weszłam niepewnie do środka a za mną podążali rozradowana mama i Ben.  Wodziłam wzrokiem po ścianach, obrazach, meblach.  Wszystko tu wydawało się jak rodem wyjęte z średniowiecza.
- jest piękny- wyszeptałam w stronę brunetka, na co on tylko się uśmiechnął.
- chcę ci kogoś przedstawić Kate.- znacząco odchrząknął, po czym kontynuował.- poznaj mego siostrzeńca Zayn'a.
Z jednego z pokoi wyszedł wysoki mulat o dużych, okrągłych, brązowych oczach i ciemnych, prawie czarnych włosach.  Był nieziemsko przystojny.  Jednak nie to przykuło w nim moją uwagę.  Przeraziły mnie jego oczy.  Czułam, że kiedyś już je widziałam.  I to wcale nie było miłe spotkanie. Rozbolała mnie głowa gdy spróbowałam przypomnieć sobie skąd znam chłopaka. To był tamten dzień. -uświadomiłam sobie dość ważny fakt. Mój mózg próbował to wszystko przetworzyć. Spojrzałam ponownie w jego oczy i nagle byłam pewna że się go boje. To takie irracjonalne.  Nawet go nie znam. Poczułam chęć ucieczki, której nie byłam wstanie opanować.  Wolnym krokiem wyszłam z pokoju. Usłyszałam za sobą głos mamy.
- Kate!-nie odpowiedziałam- gdzie ona biegnie do chol*ery?! Zayn, tak bardzo cie przepraszam, nie wiem co w nią wystąpiło. ..
- nic się nie stało, ja Emm sądzę że pójdę z nią porozmawiać i to sobie wyjaśnimy- usłyszałam kroki chłopaka.  Szedł za mną.  Nie zawołał mnie, nie zatrzymał. On prostu szedł. Nie wiem czy to przez skok adrenaliny ale słyszałam dokładnie oddechy: swój, Bena, mamy i nad wyraz spokojny Zayn'a.  Słyszałam każdy szmer w tym domu. Nagle wydał mi się dziwnie straszny. Weszłam do pierwszego pokoju, na końcu długiego korytarza, zaraz przed schodami. Łazienka.  Gdy chciałam zamknąć drzwi na klucz poczułam jak ktoś odpycha je w moją stronę.  Upadłam na zimne płytki. Nim zdążyłam się podnieść poczułam jak czyjeś mocne ręce zaciskają się na mojej talii.  Zayn.  Chłopak uniósł mnie i posadził na blacie łazienkowym.  Cały czas spoglądał w moje oczy, a ja czułam jak bardzo niebezpieczną jest osobą.  Bałam się go. Bardzo. Chciałam wyrwać się z jego uścisku, lecz chłopak trzymał mnie mocno i na moje szarpania tylko lekko się uśmiechnął.
- tak bardzo ludzka.- wyszeptał.




Paraparara, rozdział namber 2 pisany na telefonie o północy skończony xD
Bardzo przepraszam za błędy jeśli są a pisze na tel wiec na pewno są :p mam nadzieję że ktokolwiek to czyta i zostawi chociaż 1 komentarz :c 

Rozdział 1


...
Szłam spokojną uliczką rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami. Rozejrzałam się niepewnie po drodze. Znów to czułam. Tak jakby ktoś nachalnie mnie obserwował. Po moim karku przebiegł niemiły dreszcz. Wręcz czułam jak ktoś wypala dziurę w moich plecach swoim spojrzeniem. Od 6 miesięcy czułam to dziwne uczucie, które towarzyszyło mi nawet gdy byłam bezpieczna w swoim pokoju. Spojrzałam za siebie. Pustka. Ughh, mam chyba paranoje. Wszystko wina mojej babci, która ma jakąś manie z moim bezpieczeństwem. Jest tak przesadna ze nawet dala mi talizman. Wierzchem dłoni przejechałam po szyi, jednak nie poczułam charakterystycznego, zimnego w dotyku, cienkiego łańcuszka. Skrzywiłam się. Czyżbym go zapomniała? To raczej nierealne. Na prośbę babci mam go zawsze przy sobie. Nagle poczułam jak ktoś mocno złapał mnie za ramina i pociągnął w ciemną uliczkę.
                Wysoki mężczyzna z nadludzką siłą uderzył mnie w  brzuch. Chciałam krzyczeć lecz zasłonił mi usta dłonią. Spoglądałam przerażona w jego czarne oczy. Co się teraz stanie? Co on mi zrobi? Nagle zauważyłam za nim chłopaka. Jego brązowe oczy spoglądały na mnie z troską i żalem, jednak z jego gestów wyczytałam, że nie zamierza mi pomóc.
–Zayn, chodź tu. Teraz twoja działka. Nie chcesz chyba rozwścieczyć Klausa. Wszystko jest zaplanowane, nie?- powiedział spokojnie mężczyzna, który nadal ciasno oplatał mnie w talii. Chłopak drgnął i podszedł do mnie jakby niepewnie. Czekałam aż cos powie, uderzy mnie, cokolwiek. Jednak takiej reakcji się nie spodziewałam. Chłopak ugryzł się w rękę. Czerwona ciecz rozlała się po jego ciemnym nadgarstku. Patrzyłam w osłupieniu jak przykłada rękę do moich ust. Skrzywiłam się i próbowałam wyszarpać z uścisku mężczyzny, co spowodowało tylko mocniejsze zaciśnięcie się jego rak.
- Pij maleńka, albo użyjemy innych środków.- wychrypiał z sadystycznym uśmiechem na twarzy. Spojrzałam na chłopaka. Pokiwał głową, abym to zrobiła i posłuchała się jego dużo starszego kolegi. Czułam się idiotycznie, ale upiłam łyk jego krwi, i od razu się zachłysnęłam. Obrzydlistwo. Zapewne właśnie zostałam zarażona hiv'em w najgorszy z możliwych sposobów. I nadal nie wiedziałam czego oni ode mnie chcą. Byłam przerażona i chciało mi się płakać z bezsilności. Mulat od razu to zauważył i uśmiechnął się pokrzepiająco. Delikatnie dotknął wierzchem dłoni mojego policzka  po czym drżącym głodem wyszeptał:

- Przepraszam za to, co ci zrobiłem. I za te 6 miesięcy twojego strachu. – patrzyłam na niego w osłupieniu. Po chwili chłopak dodał jeszcze – i za to. – po czym z całej siły uderzył mnie w twarz. Straciłam przytomność. 
...


_________________________________________________________________________________

Ok, mam rozdział pierwszy :p nie jestem pewna, czy ktoś to w ogóle czyta, ale okeej :D 
jeśli dobrze pójdzie to dodam dziś jeszcze jeden rozdział jak nie dwaaa, bo mi się nudzi a jestem chora więc wyjście z domu odpada -.-' 
Acha, i jeszcze jedno, jeśli to przeczytałeś to proszę skomentuj :]